Już we wstępie powiem,
że jest to książka wyjątkowa. Jestem pod wrażeniem pracy autorów. Napisanie tej
monografii było zadaniem arcytrudnym. Stanowi ona przekrój powojennej historii
naszego kraju, sięgającej aż do roku 1999. Mało tego, poza wydarzeniami
historycznymi bardzo ważni (jeśli nie najważniejsi) są tutaj ludzie.
Nie są to zwykli
obywatele. Są to wybitne jednostki, które próbowały zmieniać (może to słowo na
wyrost, gdyż w okresie PRL-u było to w zasadzie niemożliwe, ale pomimo licznych
trudności nie poddawali się i stanowczo, konsekwentnie działali) ówczesną
rzeczywistość oraz mentalność społeczeństwa. Narzędziem ich walki o prawdę oraz
szeroko pojętą wolność był Tygodnik Powszechny.
Rola, jaką odgrywało to
katolickie pismo, była wprost niewyobrażalna. Środowisko, skupione wokół
redakcji Tygodnika, przez te
wszystkie lata zmierzało swym jasno wytyczonym torem, w stronę prawdy oraz
wolnej, demokratycznej Polski. Osoby, powiązane z tym pismem, zostały uznane za
wrogów systemu. Skutkiem tego poddani zostali inwigilacji; nieustannie byli „na
celowniku” funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa.
Nie zmieniło to jednak
ich samych oraz głównego nurtu pisma. W dalszym ciągu pisali o sprawach
najistotniejszych. Najczęściej jednak ich artykuły w całości były skreślane
przez cenzorów. Ale i na to redaktorzy znad Wiślnej
12 mieli sposoby. Wiele informacji przekazywano wiernym czytelnikom w
sposób zawoalowany, zmuszono w ten sposób odbiorców do czytania między
wierszami – nie było jednak innego wyjścia.
Aby przetrwać te trudne, jak również groteskowe czasy potrzebna była spora doza poczucia humoru oraz dystansu do otaczającej nas - często absurdalnej rzeczywistości. Pisząc o codzienności - ludzie Tygodnika - nie stronili więc od humorystycznych tekstów. W tej dziedzinie mistrzem karykatury są dla mnie Antoni Słonimski oraz Stefan Kisielewski.
Przejdźmy jednak do meritum - centralną (jak również
tytułową) postacią tego dzieła jest Jerzy
Turowicz. To jemu przede wszystkim poświęcona jest ta książka (napisana z okazji jego setnych urodzin).To on od początku istnienia Tygodnika,
aż do śmierci „szefował” temu pismu. Był osobą wyjątkową. Sprzeciwiał się:
„(…) wszelkim próbom wytyczania
podziałów wewnątrz Kościoła – na „swoich” i „obcych” – i tu będzie konsekwentny
przez całe życie.” [s. 42].
Ponadto:
„(…) broni prawa świeckich do
zadawania pytań, często kłopotliwych. Mocno też zaznacza, że wierzący nie
powinni wciąż zasłaniać się swoimi prawami, ale i pamiętać o obowiązkach.” [s.
41].
To nowe podejście do
Kościoła, będzie obecne na łamach pisma przez cały okres jego funkcjonowania.
Będzie się to nieraz wiązać z potępieniem ze strony hierarchów kościelnych. Tym
samym pismo po latach utraci ich poparcie dla funkcjonującej linii pisma
(straci tym samym „parasol ochronny” Kościoła).
Jerzy Turowicz
był człowiekiem nieprzeciętnym. Całe życie działał w zgodzie ze swymi
wartościami. Niejednokrotnie, w obliczu narastających trudności (zamknięcie
pisma, brak możliwości znalezienia pracy, brak środków do życia) podnosił się i
nigdy nie dał się złamać. Posiadał autorytet, cieszył się szacunkiem oraz
przyjaźnią wielu osób, które pomagały mu w tych trudnych chwilach.
Jednak, co ważne Tygodnik
to nie tylko bieżące wydarzenia społeczno – polityczne. To przede wszystkim
kultura przez duże „K”. To dzięki J. Turowiczowi po raz pierwszy ukazały się
wiersze Zbigniewa Herberta (właśnie na łamach Tygodnika). Niejednokrotnie swe utwory w Tygodniku publikował Czesław Miłosz. Poza tym przeogromna ilość
fantastycznych esejów, artykułów o sztuce plastycznej, muzyce czy teatrze –
słowem wszystko na najwyższym poziomie. Można by wymieniać w nieskończoność,
bowiem na renomę tego pisma pracowały naprawdę wielkie nazwiska…
„Krąg Turowicza…” to książka, jakiej dawno w rękach nie miałam. To
skarbnica wiedzy o półwieczu funkcjonowania naszego kraju, tuż po zakończeniu
wojny. Na tle tej historii działał tygodnik, który nie należał do obecnego
wówczas mainstream-u. Prezentował zupełnie inną linię. Był on osamotniony na
rynku wydawniczym. Kładziono im wiele kłód pod nogi, licząc że zrezygnuje ze
swej działalności. Redakcja z Wiślnej 12
jednak brnęła dalej, wbrew wszystkim dookoła. Było warto…
I choć teraz zarzuca
się J. Turowiczowi oraz jego ukochanemu Tygodnikowi
polityczność oraz stronniczość – on zawsze odpowiadał wszystkim adwersarzom, że
przez te wszystkie lata kierował się ku jednemu celowi – wolnej, demokratycznej
Polsce. To było najważniejsze, stąd zaangażowanie w jej budowę. Nigdy jednak
nie chciał być politykiem – niestety, jak stwierdzono w książce wielu tak go
postrzegało…
O tej monografii można
by pisać bez końca – ja chciałam Was tylko zachęcić do sięgnięcia po nią, bo
naprawdę zwiększy się Wasza świadomość o tamtych czasach. Nie przerażajcie się
jej objętością (liczy ponad 600 stron). Zobaczycie, że nawet tego nie
odczujecie podczas lektury. Dla mnie fantastyczne jest w niej bogactwo źródeł.
Autorzy zamieścili na jej łamach mnóstwo artykułów z wybranych numerów TP (Tygodnika Powszechnego), poza tym znajdziecie
tu liczne biogramy wszystkich, którzy współpracowali z redakcją. Sami się
zdziwicie ile znanych osób tam pisywało.
Na zakończenie podzielę
się z Wami słowami Jarosława Makowskiego, które dały mi sporo do myślenia, a
które znajdują się w napisanym przez niego do książki posłowiu:
„Gdy zaczniesz czytać teksty
Turowicza, zaczniesz się zmieniać. I zaczniesz zmieniać świat. A nasz świat,
nasz Kościół, potrzebuje zmiany na turowiczowską modłę. Bo to lepszy świat – i
lepszy Kościół. I to rzeczywistość, w której nic nie musisz, ale wszystko
możesz!” [s. 664].
P.S. Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję panu Witoldowi Beresiowi.
Tytuł: KRĄG TUROWICZA. Tygodnik, czasy, ludzie. 1945-1999
Autor: W. Bereś, K. Burnetko, J. Podsadecka
Wydawnictwo: Fundacja Świat Ma Sens
Miejsce, rok wydania: Kraków-Limanowa, 2012
Ilość stron: 688
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz