W czerwcu, nakładem Wydawnictwa Agora, ukazała się druga
książka z serii prawdziwe zbrodnie. Tym razem bohaterem (choć powinnam napisać
antybohaterem) jest Charles Manson. Większość z nas kojarzy go przede wszystkim
z okrutną zbrodnią na młodziutkiej aktorce Sharon Tate (żonie Romana
Polańskiego). To, co wyjątkowo zbulwersowało opinię publiczną, to fakt, że Tate
w chwili zabójstwa była w zaawansowanej ciąży.
Jeff Guinn, pracując
nad fabułą książki, dokonał głębokiej analizy charakterologicznej Charlesa
Mansona. Przestudiował wszystkie możliwe materiały, dotyczące życia mężczyzny.
Dzięki temu, w książce poznajemy nie tylko jego historię, lecz również jego
najbliższej rodziny. Otoczenie oraz warunki w jakich przyszło mu dorastać
zdeterminowały bowiem całe jego dorosłe życie.
Manson był trudnym
dzieckiem. Nie wiadomo na ile przyczyniło się do tego dorastanie bez rodziców.
Chłopak większość swego nastoletniego życia spędził w placówkach
szkolno-wychowawczych. Wędrował z jednego poprawczaka do drugiego (każdy
następny cechował się większym rygorem). Aż w końcu po osiągnięciu
pełnoletniości trafił do aresztu. To tam zainteresował się pewnym kursem, na
który zaczął uczęszczać. Mianowicie chodzi o metody wywierania wpływu na innych
ludzi. Po wyjściu z więzienia z nawiązką zaczął stosować to, czego się nauczył.
Postać Charlesa Mansona
zaskakuje. To zadziwiające, jak chuderlawy mężczyzna, niskiego wzrostu, niczym
szczególnym się nie wyróżniający, manipulował ludźmi. To tym bardziej
zaskakuje, biorąc pod uwagę fakt, że w zasadzie był analfabetą. Miał jednak dar
przekonywania oraz wybierania potencjalnych ofiar, które później stawały się
jego zagorzałymi wyznawcami. Ludzie ci wierzyli, że ich guru to nowe wcielenie
Chrystusa; bez wahania wykonywali jego polecenia, nawet te najbardziej okrutne…
W poczynaniach Mansona
ułatwieniem był czas, w którym wówczas znajdowały się Stany Zjednoczone
Ameryki. Były to burzliwe lata 60. Domagano się przemian społecznych,
zaprzestania dyskryminacji rasowej czy rezygnacji z prowadzenia działań
zbrojnych. Uformowało się sporo ruchów kontestujących rzeczywistość.
Najbardziej znanym był
ruch hippisowski. Jego członków cechował specyficzny wygląd (długie włosy,
kolorowe ubrania), który z początku szokował Charliego, który przywykł do
jednolitych więziennych uniformów. Manson po wyjściu z więzienia w 1967 roku,
trafił do Berkeley, a później do San Francisco, które stały się Mekką młodych
buntowników. Poczuł się jak ryba w wodzie.
Charles Manson to
postać, którą można osadzić na dwóch biegunach. Z jednej strony to pewny
siebie, pozbawiony skrupułów, wiedzący czego chce, zdeterminowany facet; a z
drugiej zakompleksiony gość, któremu jednak zdarza się odczuwać strach. Jego
sposobem na uniknięcie kłopotów, było struganie wariata. Był to człowiek
nieobliczalny i to wzbudzało największy strach w ludziach, którzy mieli z nim
jakikolwiek kontakt.
Guinn krok po kroku
opisuje poczynania Mansona i jego grupy. Autor nie ocenia tylko przedstawia
fakty. Próbuje znaleźć odpowiedzi na wiele pytań, które nurtowały społeczeństwo
(nie tylko amerykańskie). Nakreślił ciąg przyczynowo-skutkowy, który mógł
tłumaczyć jego zachowanie i działanie. Nie można jednak jednoznacznie ocenić
tego człowieka, a jednocześnie nic (absolutnie nic!) go nie tłumaczy.
Polecam Wam ten
reportaż. Na pochwałę zasługuje rzetelna praca pisarza. Jest to bardzo
uporządkowane i przemyślane dzieło. Dzięki temu historia, którą tu
przedstawiono powraca do nas po wielu latach. Niektórzy mają szansę zapoznać
się z nią na nowo, inni (młodsze pokolenia) w ogóle dowiedzieć się o tej
okrutnej postaci…
Tytuł: MANSON. KU ZBRODNI
Autor: J. Guinn
Wydawnictwo: Agora SA
Miejsce, rok wydania: Warszawa, 2015
Ilość stron: 536
Zwykle przypadają mi do gustu książki wydawane przez Agorę, dlatego czasem ryzykuję, mimo że nie ciągnie mnie jakoś bardzo. Akurat ta pozycja coś ma w sobie, co przycia i co odpycha, ale wątpliwości nie mam - przeczytam. Po tym co napisałaś mam mniejsze obawy, bo najbardziej bałam się czegoś zbyt przesyconego emocjami i ze względu na upływ czasu dość zdawkowego, wygląda na to, że Guinn jednak się postarał.
OdpowiedzUsuń